Na inauguracje rozgrywek Śląsk zmierzył się w Zabrzu i choć rywalem był Górnik, trzecia drużyna ubiegłego sezonu, wstydu nie przyniósł. Wrocławianie przegrali jedynie różnicą 5 goli. – Rozegraliśmy dobry mecz. Ja na pewno bohaterem się nie czuję. Robiłem to, co do mnie należy, a że odbiłem kilka piłek, to nie tylko moja zasługa, ale dobrze broniących kolegów – skromnie mówi bramkarz Śląska Marcin Schodowski.
Teraz Śląsk zagra przed własną publicznością, ale rywal będzie jeszcze trudniejszy. Do Wrocławia przyjedzie wicemistrz Polski, najeżona gwiazdami Wisła Płock. Waleczni szczypiorniści Śląska nie zamierzają składać broni.
– To super sprawa, że zaczynamy z najlepszymi – cieszy się Schodkowski. – W Zabrzu przekonaliśmy się, że ta liga nie jest taka straszna. Teraz czeka nas ciężki mecz, w którym nie będziemy faworytem, ale tanio skóry nie sprzedamy. Chcemy pokusić się o niespodziankę – dodaje.
Beniaminek zamierza przynajmniej troszeczkę "namieszać" w tej lidze i nie martwić się do końca o utrzymanie. – Mam nadzieję, że następne mecze będziemy kończyć już zdobyczą punktową, bo to napędza zespół i motywuje do jeszcze większego wysiłku. Zapału nam nie brakuje, ale jednak wynik zawsze kreuje charakter – mówi bramkarz Śląska.
Schodowskiego cieszy także powrót wrocławskiej drużyny do Hali Orbita. – Dotychczas graliśmy na kameralnym obiekcie przy ul. Padarewskiego, który mógł pomieścić bodajże 300 kibiców. Teraz wracamy na „Orbitę” i mam nadzieję, że nasi fani wrócą na trybuny. Potencjał jest olbrzymi, bo na pierwszą czy drugą ligę nasi kibice potrafili chodzić w liczbie 1500-1700 osób – kończy bramkarz Śląska.
AL