Ci, którzy nie korzystają z festiwalowych karnetów zapewne nie wiedzą, że aby dostać się na wybrany przez nas film należy dzień wcześniej od godziny 8:29 czatować przy komputerze, aby punktualnie dwa kwadranse po ósmej zarezerwować sobie miejsce na seans. Mnie się to udało, a gdy przyszłam do kina zrozumiałam, że miałam dużo szczęścia. Kolejka do sali nr 1 rozpoczynała się przy wejściu od strony ul. Kazimierza Wielkiego, a kończyła przy tym od św. Antoniego.
Czytaj również: Nowe Horyzonty 2015: wszystko o festiwalu filmowym
„Amy” w reżyserii Asifa Kapadii opowiada historię początku i końca kariery jednej z najbardziej charyzmatycznych, ciekawych i zarazem kontrowersyjnych brytyjskich wokalistek. Opowiadają ją prywatne nagrania wideo wykonane przez jej przyjaciół i znajomych, zdjęcia zaczerpnięte z opisujących jej problemy z uzależnieniem tabloidów, telewizyjne wywiady, których udzielała, oraz wypowiedzi jej rodziny, przyjaciół i współpracowników, których udzielili specjalnie do tego filmu. Poznajemy więc Amy jako zadziorną nastolatkę, lubiącą palić jointy i kochającą jazz, która rozpoczyna swoją „przygodę” ze światem show-biznesu. Wtedy jeszcze bez mocnego makijażu i wielkiego koka na głowie zupełnie nie przypomina „tej” Amy. W filmie pokazane są momenty przełomowe i osoby, które najbardziej wpłynęły na jej życie i być może zaważyły na jego zakończeniu. Trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy filmu pokazują w nim jasno, kto ich zdaniem jest winny takiego zakończenia tej historii. Tego nie wyczytamy w Wikipedii, ani nie znajdziemy w brukowcach.
Ten film sprawił, że dla mnie Amy Winehouse z lubiącej dziwne fryzury narkomanki i alkoholiczki stała się jazzową piosenkarką, która niestety została „pożarta” przez POP. Jak powiedziano w filmie „Jazzu nie śpiewa się dla tłumów na stadionach, tylko dla kilkudziesięciu osób w klubie”.
To na prawdę bardzo wzruszająca historia, która tak opowiedziana sprawia, że zaczynamy lubić Amy Winehouse i zarazem nienawidzić jej "oprawców". Nie wiem, czy w sali kinowej znajdowali się jacyś fani twórczości Amy, ale sądząc po sobie nie trzeba nim być, aby wzruszyć się na tym filmie. Co więcej moim zdaniem warto go obejrzeć nawet, a może szczególnie jeśli o życiu Amy Winehouse nic wcześniej nie wiedzieliśmy. Od razu jednak radzę użyć wodoodpornego tuszu do rzęs i uzbroić się w paczkę chusteczek higienicznych.

15. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty
Wydarzenie kinowe Kino Nowe Horyzonty