Fajerwerki, confetti i wall of death
Ktoś, kto Jelonka nie zna, ktoś, kto przyszedł na czwartkowy (5 lutego) koncert tego artysty w Sali Gotyckiej przypadkiem, mógł doznać autentycznego szoku. Bo nie dość, że Michał Jelonek gra na skrzypcach w towarzystwie długowłosych metalowców – i gra w zasadzie metal, łagodny, przebojowy, ale metal, nie dość, że tak mało popularny w rockowym świecie instrument zdołał uczynić niebudzącym najmniejszego politowania instrumentem wiodącym, to jeszcze jego występ aż roił się od mnóstwa scenicznych grepsów i efektów specjalnych. Na scenie Sali Gotyckiej wybuchały więc fajerwerki, w tym takie, które tryskały z dysz umieszczonych na plecach samego Jelonka, fruwało confetti, muzycy przebierali się w stroje baletnic, grali w tiulowych spódniczkach na głowach i uskuteczniali wzajemne docinki. Pod sceną z kolei od pierwszych chwil koncertu trwała w najlepsze doskonała zabawa. Oprócz crowd surfingu było chyba wszystko, łącznie ze ścianą śmierci, i to nawet dość efektowną. Fani Jelonka kupują swojego idola z całym dobrodziejstwem inwentarza, a on sam lubi ich bardzo i na pewno szczerze. Energia płynąca ze sceny wracała do artystów wzmocniona o energię z widowni – to sprzężenie zwrotne czuć było doskonale.
Tańczymy z szablami
Najefektowniej – oprócz Jelonkowych numerów jak „Lorr”, „Akka”, „A Funeral Of A Provincial Vampire” – wypadły przeróbki: „(You Gotta) Fight For You Right (To Party)” Beastie Boys i „Daddy Cool” z repertuaru Boney M. Osobną kategorią były już absolutnie wariackie interpretacje takich kawałków jak „Mahna Mahna” znanego najbardziej z „Muppet Show” czy „Tańca z szablami” Chaczaturiana – w obu tych numerach z podziwu godną energią udzielała się także publiczność. A Jelonek szalał, szalał i szalał... I gdyby ktoś, kto przyszedł na ten koncert przypadkiem, otrząsnął się w końcu z szoku, a potem na widok tych szaleństw skrzywił się i orzekł, że strasznie to wszystko jarmarczne, w złym guście i aż do przesady „woodstockowe”, można by go zrozumieć, a nawet przyznać mu rację. To prawda, koncert Jelonka to jarmark – ale taki, który przez sekundę nawet nie udaje, że jest czymś więcej. To zabawa w czystej, nieskazitelnej formie. A że nie zawsze najambitniejsza, to już zupełnie inna sprawa. Rąbnięci fani rąbniętego Jelonka z pewnością z tym niedoborem ambicji nie mają najmniejszego problemu. I darz im bór jak najdłużej.