wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: brak pomiaru

brak danych z GIOŚ

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Aborted i inni, czyli dźwiękowa masakra w Firleju

Aborted i inni, czyli dźwiękowa masakra w Firleju

Edytuj w ACMS

Śmiałkom, którzy postanowili wczoraj (poniedziałek, 1 grudnia) przyjść do Firleja i zmierzyć się z potęgą kapel Miasmal, Exhumed, Origin i Aborted pewnie do teraz dzwoni w uszach. I zdaje się, że wcale z tego powodu nie rozpaczają. Dostali to, na co liczyli. Niemal czterogodzinną, czasem wyrafinowaną, czasem zupełnie niewyszukaną, ale zawsze skuteczną dźwiękową torturę.  

Reklama

Gore czy death/gore lub grindcore metalu nie można ot tak po prostu lubić. Te gatunki trzeba uwielbiać. Trzeba kochać nie tylko całą tę ekstremalną naparzankę, ale i lubować się w tematyce tekstów, pełnych flaków, wymyślnych opisów chorób i wszelkiego plugastwa. Krótko mówiąc, trzeba być lekkim świrem. Ale takim niegroźnym i z dużym poczuciem humoru, bo zarówno muzycy jak i ich fani doskonale wiedzą, że cała ta makabra to tylko zabawa. Specyficzna i nie dla wszystkich – ale zabawa. I właśnie dlatego jeden z miłośników Aborted przybył do Firleja w zielonym zakrwawionym lekarskim fartuchu i chirurgicznej masce na twarzy – i tak wystrojony szalał pod sceną przez wszystkie cztery koncerty. Zabawa, ot co.       

Dekapitacja i womity               

Trzeba uczciwie powiedzieć, że Firlej nie pękał w szwach. Maniacy sonicznej chłosty nie wypełnili nawet jednej trzeciej sali, ale ci, którzy przyszli, bawili się doskonale. Najpierw podczas ledwie półgodzinnego występu Miasmal, kiedy to Szwedzi raczyli ich kawałkami z przekrojowo potraktowanego dorobku (zagrali nawet numery „Anima Sola” oraz „Creation Of Fire”, pierwszy z dema, drugi z debiutanckiej epki). Potem w czasie nieco dłuższego koncertu gigantów z Exhumed. No, to już była balanga na całego, bo na deski aż trzy razy w charakterze scenicznej atrakcji wparowywał zamaskowany jegomość – raz z uruchomioną piłą mechaniczną (true), raz z czyjąś obciętą głową (chyba sztuczną), a raz, by napoić gitarzystę piwem, które ten chwilę później zwymiotował na proscenium. Klasyka. Dwa pięknie uzupełniające się wokale, w setliście m.in. „Necromaniac” i „Dysmorphic”, w powietrzu duszący zapach spalin, czego chcieć więcej?

Technika kontra prostota

Po Miasmal i Exhumed publika miała okazję wyszaleć się przy Origin i kompozycjach m.in. z najnowszego krążka tej kapeli pt. „Omnipresent”. Było dobrze, ale podczas występu Aborted mimo wszystko było jednak znacznie lepiej. Origin stawia na techniczne, trochę męczące łamańce, Aborted gra prościej, ale mocniej, bardziej bezpośrednio. Najfajniejsze momenty tego w sumie dość krótkiego koncertu (zaczęli równo o 21, zasadniczą część występu skończyli o 21.50) to z pewnością wykonany w duecie z Mattem Harveyem kawałek „Coffin Upon Coffin” oraz przebojowy – jak na ten gatunek, rzecz jasna – „The Origin Of Disease”. Grali krótko, to prawda, jak na gwiazdę wieczoru pewnie zbyt krótko, ale po prawie czterech godzinach młócki mało kto miał jeszcze ochotę na więcej. Nawet ten gość w lekarskim fartuchu wyglądał na wyczerpanego.  Głusi i szczęśliwi fani rozeszli się więc do domów. A że wciąż coś im dzwoni i trzeszczy pod czaszką? Trudno. W końcu przestanie.             

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama