Jest to szeroko zakrojony program pomocowy, w którym Norwegia wspomaga kraje z najkrótszym stażem w Unii Europejskiej. Podobne projekty mają miejsce chociażby na Łotwie czy Litwie.
Pierwsza pomoc i prawo
W projekcie może wziąć udział każdy pracownik więzienia, nie tylko mundurowy. Deklarując chęć, podpisuje umowę z dyrekcją zakładu. Decydując się na to, oświadcza, że podnosi pewien zakres swoich umiejętności, które wykorzysta podczas pracy. – Wachlarz zagadnień tych szkoleń jest bardzo szeroki. Można wziąć udział we wspomnianych szkoleniach językowych czy też pierwszej pomocy, ale także w rozmaitych kursach z zakresu pomocy prawnej, przeciwdziałania agresji, uzależnieniom. Można wyszkolić się w pomaganiu więźniom, aby byli lepiej przygotowani do życia po opuszczeniu zakładu karnego – mówi Tomasz Wołkowski, oficer prasowy wrocławskiego więzienia.
Mają pomóc i doradzić
O więzieniach w Norwegii krążą mity. Niektórzy twierdzą nawet, że panujące w nich warunki są o niebo lepsze od tych... w polskich akademikach. – Na pewno różnią się bardzo od naszych zakładów karnych. Więźniowie mają pojedyncze cele, w których nie ma monitoringu. Nie ma nawet tak zwanego judasza w drzwiach – dodaje Tomasz Wołkowski. Oczywiste jest, że szkolenia za norweskie fundusze nie mają doprowadzić do totalnej rewolucji i przeobrażenia polskiego więziennictwa. Chodzi jednak o poprawę i rozwój. O to, aby wszyscy więziennicy doskonalili się w swojej pracy i aby mieli większą wiedzą prawną i doradczą.
Remonty i zakupy
Pieniądze z Norwegii mogą zostać także przeznaczone na remonty świetlic, organizowanie w salach widzeń choćby tak zwanych kącików dla dzieci, remonty tych sal czy choćby zakupy książek do biblioteki. Co więcej program nie jest jednoroczny, więc są spore szanse, że za rok wrocławskie więzienie będzie mogło liczyć na kolejny zastrzyk norweskich pieniędzy.
Bej
fot. Janusz Krzeszowski