Życiem Okrzepli Wrocławianie Całego Świata!
Myśli moje są lekuchno refleksyjne i omszałe. Niczym gomółki pikantnego sera z Pont-l'Évêque. Za cztery dni Nowy (2014) Rok. Wybieram z pamięci rodzynki – jakie to wkurzające zdarzenia wciąż zaśmiecają moją pamięć w mijającym roku.
Najlepiej trzy, by w sportowym sposobie, zapełnić pudło, czyli podium.
Trzecie miejsce zajął Zygmunt Wiaderek, emerytowany kapitan jednostki 1245 w Leśnicy. Skubaniec ten – w leśnickim highlifeowym barze "Domowym" – wywalił mi na białe spodnie ze dwie garście gorącego bigosu. Przysiadał się do mojego stolika, talerz wysunął mu się z rąk. Łubudu! Jakiż byłem wówczas wściekły. Ale dość szybko mi przeszło. Zrozumiałem, co czuł bezrobotny i głodny Nikodem Dyzma, gdy mu ważniak Tarkowski łokciem skierował na podłogę ziemniaczaną sałatkę.
Drugi gościu, wkurzający mnie do tej chwili – to wredny konserwatysta, premier Wielkiej Brytanii, David Cameron (rocznik 1966). Coraz częściej wygłasza publicznie irytujące teksty, odgradzające ponad pół miliona pracujących u Angoli Polaków od kranów z brytyjską walutą. Polityk ten od dawna ma naszych rodaków za intruzów na Wyspach. Myślę, że nie lubi nas jeszcze bardziej niż przed laty inny polakożerca – pisarz Fiodor Dostojewski. Cameron nie może głośno pyskować na Hindusów, na inne nacje, gnębione od lat w brytyjskich koloniach. Szturcha więc Polaków, bo niby nic nam złego Albion w historii nie wyrządził.
Gdy sobie jednak przypomnę, jak niehonorowo potraktowano po wojnie polskich lotników broniących nieba Anglii, jak sekowanie generała Stanisława Sosabowskiego, który ze swoimi żołnierzami chciał wspomóc Powstanie Warszawskie – zaczyna mną telepać. Gdyby nie Eric Clapton, John Mayall oraz Alexis Korner – całkowicie straciłbym serce dla Wyspiarzy i ich premiera Davida, walczącego o reelekcję prawie szowinistycznymi hasłami. Wymyśliłem więc na Camerona protestujące hasło, które nieodpłatnie przekazuję polskim londyńczykom:
"Na próżno lew brytyjski wzdraga się, jajcami podrzuca.
Polaków w Anglii on nie zwycięży – a buca, a buca, a buca".
Jedynkę zaś na pudle ma wicek Unii Europejskiej – Jacek Protasiewicz (1967).
Jezu, jak ten człowiek mnie spienia. Zawodzi mnie po raz drugi. Dziewięć lat temu, tuż przed wejściem do Unii, zaproponowałem mu wspólne przedsięwzięcie.
Chciałem pierwszy w Polsce wydać książkę wypełnioną – miedzy okładkami – wyłącznie tysiącami nazwisk wrocławian, którzy chcą naszego wejścia do europejskiej wspólnoty. Protasiewicz tak się jednak z integracją pospieszył, że zanim zebrałem tysiąc nazwisk, już byliśmy w Unii.
A już to, co kilka tygodni temu wykręcił ten eurokrata – reumatycznie wykręciło mi palce. W sposób nieuzgodniony z Gregiem Schetyną (1963), szefem PO na Dolnym Śląsku, kadrowcem KGHM (czyli maciorą politycznych partii) – wygrał z nim wybory! Skandal! Przecież miało być inaczej. Tym samym popsuł przejście miasta Wrocław pod jurysdykcję Grega Schetyny. A plan był prosty. Rówieśnik Camerona, Rafał Jurkowlaniec, ważny hoplita Schetyny, dla picu wstąpi do PO, zawiesi etat marszałka Dolnego Śląska i wygra dla szefa kampanię o prezydenturę Wrocławia.
Aby w społeczeństwie utrwalić swój wizerunek, Jurkowlaniec zbytnio się nie wysilał. Oddał tylko swoją twarz do fotoszopu. Tam ją przerobili na cacy i w kampanii reklamowej – kosztującej podatników milion złotych – zobaczyliśmy bilboardy zastygłego gościa z blaszaną twarzą – przytulonego do obiektów zrealizowanych za pieniądze UE, że niby to jego zasługa.
Reklamową kampanię te łebskie chłopaki zamówili u progu tego lata.
Do głowy im nie przyszło, że ktokolwiek może obalić promocyjną ustawkę.
Ale wyszła kiszka. Pamiętam moje dziennikarskie rozmowy z Jurkowlańcem, jakieś 20 lat temu. W czasach, w których wiernie służył Schetynie i jego żonie w Radiu Eska. Ambicja go rozpierała. A teraz taki niefart. Za kilka miesięcy trzeba się będzie pożegnać z marszałkowaniem. Chyba ze sprawcą tej niedogodności, Jackiem Protasiewiczem – przestanę rozmawiać. A może nawet odzyskam dla zgranego duetu tę posadę marszałka. Poczyniłem już pierwsze kroki. Przygotowałem własną bilboardową kampanię. Przypomnę, że ta – marszałka Jurowlańca – kosztowała około miliona złotych. A przygotowywano ją miesiącami.
Moją – możecie ją dzisiaj ocenić – wyceniam na 37 złotych (karp smażony, biała kiełbasa, uszka, barszcz, ciasta). Wymyśliłem ją w jedno świąteczne popołudnie (koncepcja, treść haseł, dobranie zdjęć, itp.). Jest w kosztach różnica (37 PLN – 1 000 000 PLN). A i moja gęba nie jest sztucznie retuszowana, a obiekty w tle autentyczne. Kota z brązu gryzę w ogon w mieście Sundsvall (Szwecja). Suchy chleb jem w Brukseli, niedaleko sikającego Manneken Pis, przy Rue Charles Buls.
Zaś trzymam się drogowego znaku (opity lokalnym piwem Opat) na rynku w czeskim Broumovie. Koleżanki Afroamerykanki przytulają się nieopodal ratusza w Wiesbaden (Niemcy). Daję Wam na to słowo honoru. Choć nie takie, jakie Greg Schetyna – ze swoim słynnym grymasem niby-uśmiechu – dawał publicznie przed telewizyjnymi kamerami.
Jednak nad tym wszystkim muszę jeszcze raz porządnie się zastanowić.
Przeczytałem bowiem w licznych mediach, że dolnośląski marszałkowski urząd buduje firmowy społecznościowy portal za 66 milionów złotych! Ludzie! To na kilometr śmierdzi kryminałem. Za pięć (!!!) procent tej absurdalnej kwoty mogę zorganizować porządny profesjonalny portal na wysokim ogólnopolskim poziomie.
Po co później chodzić po prokuratorach. To gigantyczna rozrzutność społecznych pieniędzy. A to zaledwie dwa takie finansowe przykłady wzięte z brzegu.
Chociaż szkoda mi będzie haseł, jakie na tę marszałkowską kampanię już przygotowałem. Pierwsze to: „Smektała – jak Polska cała”! Drugie, gdyby coś nie poszło, to: „Takiego wała – jak Smektała”. Trzecie wreszcie, w przypadku całkowitej lipy: „Tam gdzie chała – tam Smektała”. Na razie jednak pobierajcie tekst i reklamowe postery bezpłatnie, przekazujcie je dalej. W przeddzień Nowego Roku nie pozostawiajmy sierotami tego duetu pechowców w potrzebie. Nie pozwólmy im być, jak jakieś zasmarkane sieroty!
Zdzisław Smektała,
Self-Made Man, rocznik 1951, który przy zdobywaniu pracy nigdy nie skorzystał z zasad nepotyzmu, kolesiostwa, dętej protekcji