Szczepan Radzki: – Jeśli Pan powie, że spodziewał się takiego bilansu, jaki ma Śląsk w tym momencie to nie uwierzę. Nikt się nie spodziewał.
Emil Rajkovic: – Muszę więc być szczery (śmiech). Nie, nie spodziewałem się, ale chyba nie byłem też kilka miesięcy temu osobą, która powinna mówić o oczekiwaniach i tym, gdzie możemy się znaleźć, bo nie znałem na tyle realiów ligi. Wiele osób twierdziło, że mamy średni zespół, który może znaleźć się gdzieś w okolicach od 5 do 10 miejsca. To były opinie, które dało się słyszeć jeszcze przed rozpoczęciem ligi. Po ośmiu kolejkach jestem bardzo zadowolony. Możemy mówić, że mieliśmy więcej szczęścia, że byliśmy mądrzejsi, bardziej skoncentrowani w końcówkach spotkań i dlatego wygrywaliśmy, ale fakty są takie, że wygraliśmy siedem z ośmiu spotkań, ale do końca sezonu pozostało jeszcze bardzo dużo grania. Można powiedzieć, że rozegraliśmy jedną kwartę z całego mistrzowskiego sezonu.
Mówi Pan o ostatnich kwartach, szczęściu, ale w ważnych meczach wygrywacie te ostatnie kwarty. Jedynym wyjątkiem jest pojedynek z Rosą.
Emil Rajkovic: – Mamy charakter. Takie momenty to pokazują. Ale to nie jest tak, że my chcemy grać trzy kwarty na równi i w czwartej odskakujemy albo co gorsze odrabiamy straty i wygrywamy mecz. Kiedy rozpoczyna się czwarta kwarta, a najczęściej jest tak, że jest to moment decydujący, to mamy takie wewnętrzne spięcie i dajemy z siebie 100 albo nawet 110%. Nie robimy tego jednak specjalnie.
W takim razie czego zabrakło w Radomiu?
Emil Rajkovic: – Nikt nie spytał mnie o to przed meczem i wiele osób twierdziło, że to my byliśmy faworytem. Moim zdaniem tak nie było i to nasz przeciwnik był faworytem. To groźny zespół, atletyczny, potrafi szybko biegać i to jest ich styl. Nasi gracze jakby trochę przespali ten mecz, nie byli w nim w 100% ani w ofensywie, ani w obronie. Żeby wygrać na wyjeździe trzeba grać równo, nie dać postawić się w sytuacji, kiedy trzeba dwa razy odrabiać straty i tracić energię. W ten sposób wygrana jest praktycznie niemożliwa. Do tego nie graliśmy w obronie nawet przyzwoicie. Choć czasem to lepiej, że przegrywa się niektóre mecze.
Dlaczego?
Emil Rajkovic: – Ja wiem, że to głupio brzmi, ale przy takiej serii zwycięstw zawodnicy przestają czasami wierzyć w to, że robią coś źle i odbije się to na nich w kolejnych meczach. My trochę znaleźliśmy się w takiej sytuacji i teraz mamy jasne dowody na to, że trzeba nie tylko ciężko pracować, ale i wyciągać wnioski nawet z tych wygranych meczów.
Czyli można powiedzieć, że trochę Panu ulżyło, albo że presja zeszła?
Emil Rajkovic: – Coś w tym stylu, ale to nie jest tak, że ja chcę przegrać specjalnie. To nie leży w mojej naturze, to nie leży w naturze żadnego trenera czy zawodnika. Presja? Nie wiem, może zaczęło się mówić o jakichś oczekiwaniach, ale my jesteśmy skupieni na sobie wewnętrznie, a nie na tym, co mówi się w mediach czy wśród fanów. Mało kto wie jak naprawdę jest w środku drużyny, jakie są założenia, jakie mamy cykle treningowe, w jaki sposób się przygotowujemy i czy np. nie ma kontuzji, urazów, przemęczenia, pewnego rodzaju braku zrozumienia na parkiecie w drobnym elemencie. To wiemy my, tutaj w środku. I dlatego skupiamy się na sobie, sami na sobie wywieramy presję, ja wywieram na graczach i chyba nikt inny nie jest w stanie wywrzeć na nich większego ciśnienia niż ja. Nie chcę, żeby robili to inni.
Pytam o oczekiwania i to czego mogliśmy się spodziewać. Spodziewał się Pan tak dobrej gry Denisa Ikovleva?
Emil Rajkovic: – Tak, bo Denis to naprawdę świetny koszykarz, który występował np. w VTB. Przyjechał do Wrocławia nieprzygotowany w stu procentach, ale na parkiecie z meczu na mecz udowadnia, ile jest wart. Mecz z Rosą zagrał słaby i tu nie ma co dyskutować. Wiem też, że może być jeszcze lepszy i jeszcze więcej dawać zespołowi. Ale nasza siła to nie tylko Denis, mamy pięciu graczy, którzy rzucają 10 i więcej punktów.
Kolejny mecz gracie dopiero 2 grudnia, w sumie macie 10 dni przerwy. To nie za długo?
Emil Rajkovic: – Nie. Akurat jesteśmy w takim momencie sezonu, w którym potrzebujemy kilku dniu na przegrupowanie, pracę nad kilkoma elementami, na które nie było do tej pory czasu.